Taką miałam ostatnio ochotę na małe co nieco, a że mamy popsuty piekarnik (jak się okazało - nie do zrobienie), to tylko posmęciłam w pracy na ten temat, stwierdzają, że chyba ogarnę jakaś galaretkę, albo wyskoczę do cukierni. Przychodzę następnego dnia do pracy, a tu taka niespodzianka na biurku czekała, że mój żołądek aż zatańczył z radości. Takie smakołyki, że hoho. :D
Dziewczyny z pracy coś tam popichciły i każda z nich podzieliła się ze mnie swoim wypiekiem. I jak tu nie kochać swoich koleżanek z pracy. :D