Arrrgh!!! :)
Moja piracka skleroza nie zna granic... już na początku lutego miałam pochwalić się Wam pewnym moim "osiągnięciem".
Otóż jako, że zajmowałam się w pracy wówczas tematem ferii zimowych, toteż wszelkie zgłoszenia o zajęciach organizowanych dla małych piraciątek musiały być przeze mnie weryfikowane. I tak oto dostaliśmy zgłoszenie o konkursie nazwanym "Detektyw Bezpiecznik". Weryfikacja poszła w ruch. Okazało się, że jest to konkurs zorganizowany przez KM w B-stoku (nie będę tu pisać nazwami tychże straży, bo jeszcze mnie znajdą :P). Gra polegała tam na tym, że każdego dnia można było spróbować swoich sił w jakimś konkursie odnoszącym się do bezpieczeństwa maluchów podczas ich czasu wolnego od szkoły. Powiem Wam, że niektóre zadania były serio do przemyślenia (albo to ja już myślę "starymi" metodami :P). No wracając do rzeczy - postanowiłam na próbę rozwiązać 1 takie zadanie i zgłosiłam się do konkursu. Następnego dnia dostałam od nich wiadomość, że moje odpowiedź była prawidłowa i że mi gratulują prawidłowego rozwiązania zadania. Jako, że mieliśmy wówczas gorący okres w pracy, nie miałam czasu tego sprawdzać, a później jawnie o tym zapomniałam. Po okresie około 2 tygodni wojażowania po morzach i oceanach, wróciłam do chaty tak zmęczona, że jedyne o czym marzyłam to był sen. Toteż niewiele myśląc wskoczyłam do wyra i nie wiedzieć kiedy znalazłam się w objęciach Morfeusza. ;) Słodko mi się spało do momentu, kiedy to zostałam brutalnie wyrwana ze snu przeraźliwym dźwiękiem domofonu. Rozdrażniona, bo jak to tak można zmęczonemu człowiekowi przerwać jakże potrzebny mu do życia sen. No ale cóż, na kolejny dźwięk domofonu wypełzłam z łóżka i poczłapałam do domofonu.
- Tak? - zapytałam.
- Witam, Pani ....?
- Tak. - odparłam z niepewnością w głosie.
- Przesyłka do Pani.
- Przesyłka - pomyślałam. - Przecież nic nie zamawiałam, ani niczego się nie spodziewam. Dziwne.
Usłyszałam pukanie do drzwi, otwieram, a tam jak mnie światło z klatki schodowej nie oślepiło, to aż oczy przysłoniłam. Przepraszając pana, że ja zdrzemnęłam się po pracy (na co pan spojrzał na mnie z miną "Babka śpi już o 18. Ostro!"), zapytała skąd ta paczka, przeciągle ziewnąwszy. Powiem Wam, że takiej odpowiedzi się nie spodziewałam, gdyż na dźwięk słów "Z Policji" momentalnie otworzyły mi się oczy, a sen odszedł w niepamięć, jakby nigdy wcześniej nie istniał w moim życiu. Zdębiałam na maxa! Z przerażenie zapytałam, czy aby na pewno jest to paczka dla mnie. Pan potwierdził, a ja stałam zastanawiając się co mam zrobić. Po głębszym wdechu postanowiłam, że nie będę przecież tchórzem, i kwitując odbiór, zabrałam do domu "Paczkę niespodziankę".
Kamraci - większego przerażenia, zdziwienia i ulgi w życiu nie ujrzelibyście tak realnie malujących się na mojej paszczęce, kiedy to zabrałam się za otwieranie owej przesyłki. Zwieńczeniem był mój szaleńczy śmiech na widok zawartości papierowego zawiniątka.
Zapytacie co było w środku. Otóż proszę oto przegląd zawartości owej niespodzianki. :)
Muszę stwierdzić, że przeszli samych siebie w ofiarowaniu w tym konkursie takiego genialnego wyposażenia każdego dziecięcego plecaka. :) Moja pierwsza myśl, to była "Rewelacja!". :)
Fajnie, że miałam takiego malucha, któremu podarowałam ową wygraną. Zaciesz na twarzy małego "zwycięscy" wart był moich "przeżyć" po spotkaniu z panem dostawcą. :P Hehehe... Tyle strachu a tu takie coś. Nie no, takie rzeczy to ja rozumiem.
Tak, tak, słyszałam już to nie raz. Pójdę i spróbuję mego szczęścia w Totka. :)