A wiecie, że dziś Dzień "znienawidzonego przez większość świata" Dentysty. ;)
Nie wiem jak Wy, ale ja tam się ani nie boję do niego chodzić, ani nie boję się tego całego wiercenia, borowania, dłubania, itp. Dochodzę po prostu do wniosku, że wszystko da się przeżyć i grzecznie siadam na fotel, otwieram paszczękę i czekam na koniec zabiegu. :)
By the way - ze mnie to podoba tak hardcore trochę jest. Kiedyś przyszłam na rutynowe leczenie zęba i Pani Dentystka mi wierci w nim, wierci i w pewnym momencie pyta mnie:
- Słuchaj, a Ciebie nie boli jak wiercę? Ja wiem, że Ty zawsze wolisz bez znieczulenia, ale serio Cię teraz nie boli?
To ja jej na to, że no boli, ale chyba jeszcze trochę zniosę.
A ona mi w3ówczas wyparowuje:
- Bo widzisz... miałaś tam taką próchnicę, że usuwając ją, właśnie dowierciłam Ci się do kanału.
I takim oto sposobem stałam się opowieścią dla mdlejących i panikujących panów na fotelach dentystycznych, o tym jak to pewna drobnej budowy osóbka, płci żeńskiej na dodatek, wytrzymała borowanie bez znieczulenia do samego kanałowego i nawet nie się zająknęła. <proud> :)
Tak więc kamraci, mówię Wam, najważniejsze to samozaparcie. Ono zawsze robi robotę! :)
PS. Powodzenia na rutynowych badaniach. ;)
Arrrgh!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz