Ahoy komraci!
Jakiś czas temu zboczyłam z kursu i zapłynęłam do naszej stolicy. Jakoś nigdy mi się tam nie spieszyło, ponieważ uważam, że to miasto jest za duże, za tłoczne i za brudne (takie jest moje zdanie, proszę mnie tu za nie nie karcić), ale na prośbę moje mamy, wybrałyśmy się tam naszym babskiem teamem. ;)
Jak to zwykle bywa musiałyśmy poodwiedzać jakieś miejsca "pierwszego turystycznego kontaktu", np. Cmentarz na Powązkach czy Zamek Królewski. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie w takie miejsca, jeśli już obierałam plan pozwiedzania jakiegoś miasta. Wole poplątać się po mieście i poogladać mniej zatłoczone miejsca lub takie, które mnie naprawdę interesuję. Bo cóż ciekawego może być w cmentarzu?! ;) Co zaś się tyczy Zamku Królewskiego, przyznaję był ciekawym, pełnym przepychu miejscem. Znalazło się nawet w nim coś, co naprawdę przyciąnęło moją uwagę. Mam tu na myśli obraz "Pelagia z Potockich Sapieżna".
Zdjęcie zrobione przez: Dorota Juszczak, Hanna Małachowicz (2007). Zamek Królewski w Warszawie. Malarstwo do 1900. Katalog zbiorów (Royal Castle in Warsaw. Paintings till 1900. Collection catalogue). Zamek Królewski w Warszawie
Zapytacie dlaczego mnie tak zaintrygował? Proste! Spójrzcie na niego (no tak po prawdzie na tym zdjęciu nie robi to takiego wrażenia i nie jest to tak widoczne, jak mając ten obraz bezpośrednio przed oczyma). Jak pięknie widać ten powiew wiatru w jej włosach i szalu, to zainteresowanie bijące z jej oblicza, i te żywe, soczyste kolory. Poważnie! Stałam tam wpatrzona w niego przez dłuższą chwilę, dopóki siostra nie wytrąciła mnie z zadumy. Dla samego tego obrazu warto tam pójść. :)
Co jeszcze widziałam? Hmmm... Jako, że moja mama zawsze chciała pójść do warszawskiego zoo, a że każda z nas kocha zwierzęta, to wybrałyśmy się także i tam. :) Uwielbiam takie miejsca. Jednakże, szkoda mi także tych zwierząt, bo prawda jest taka, że życie w zoo, co prawda bezpieczne i pełne opieki, ale to nie to samo co chasanie na wolności.
No, ale wracając do zoo. Muszę Wam powiedzieć, że aby dokładnie je obejrzeć należy poświęcić na nie naprawdę sporo czasu. Nam zajęło około 4 godziny, tylko na przejście wszystkiego, bez jakiegoś dłuższego zatrzymywaniu się obok jakichś konkretnych zwierząt. No nie liczę tu wydr, które tak zauroczyły Zuzię, że odejść od nich nie chciała. Słodkie były, to fakt! :)
O proszę, jakie modelki. :P
Były tam także piękne kociaki, jak ten poniżej,
węże,
pajęczaki, z których moją uwagę najbardziej przyciągnął skorpion cesarski (akurat gdzieś się ukrył), ale za to widać było jak na dłoni jego terrarium. Strasznie mi się spodobała! Ciekawe dlaczego?! :P
Był tam także Byś celebryta (który jak się okazło urodziś się tego samego dnia co ja, tylko... on jest ciut ode mnie młodszy :P).
Można było pooglądać niespotykane gatunki ryb (tu akurat piranie)...
... i wiele, wiele innych zwierząt... jak np. pingwiny "z Madagaskaru", jak wołały o nich wszystkie dzieci naokoło. :)
W ogólnym podsumowaniu, Warszawy zbyt wiele nie widziałyśmy, jednakże muszę przyznać, że naprawdę świetnie się bawiłam z moimi dziewczynami. :D
Trzeba teraz zaplanować jakiś kolejny wypad rozpoznawczy. :P
A Wy co myślicie o naszej stolicy? :)